wtorek, 12 września 2017

"Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek" Jonas Gardell



Moją uwagę przykuł tytuł. Intrygujący, tajemniczy, zachęcający do zapoznania się z historią.  Jego znaczenie poznajemy jednak już po kilku stronach, gdy autor przenosi nas do szpitalnej izolatki oddzielonej od świata, w której młody mężczyzna umiera w straszliwych męczarniach i roni łzy z bólu bądź strachu przed śmiercią. Łzy, które nie należy ocierać bez ochronnych rękawiczek nakazanych przez reguły szpitalne, ważniejsze od jakichkolwiek ludzkich odruchów.


„Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek” traktuje bowiem o ludzkiej znieczulicy, braku akceptacji, szukaniu własnej tożsamości, życiu i śmierci w cieniu epidemii AIDS w Sztokholmie lat 80. XX wieku. W trylogii Gardella nie ma miejsca na subtelności. Bawienia się z czytelnikiem w kotka i myszkę. Już same podtytuły ukazują jak potoczy się historia grupy przyjaciół. Na początku była miłość, spokój i radość z powoli zdobywanych praw, następnie przyjdzie czas na chorobę, panikę i powoli rodzącą się nienawiść społeczeństwa do wszystkiego co uważają za zagrożenie. Na końcu natomiast nastąpi śmierć. Nielinearna konstrukcja powieści pozwala autorowi mieszać przeszłość z przyszłością, by następnie znów powrócić do teraźniejszości. Niczym w ponurej wyliczance wymienia tych, którzy odejdą. Imiona ludzi, które jeszcze nic nam nie mówią, a których historie dopiero poznamy na kartach książki.


Świat opisany przez autora poznajemy oczami Rasmusa – chłopaka z małej wioski, który w wyjeździe do Sztokholmu wypatruje szanse na ujawnienie swojej seksualności, oraz Benjamina pochodzącego z ortodoksyjnej rodziny świadka Jehowy, który dzięki przypadkowemu spotkaniu swoją seksualność zacznie dopiero odkrywać. To właśnie na ich przykładzie, ich przyjaciół i rodzin obserwować będziemy wpływ epidemii AIDS, która nagle zaczyna zbierać swoje żniwo.

Historia spisana przez Gardella przeraża i uświadamia jak szybko zapomnieć można o zwykłym ludzkim człowieczeństwie. Wraz z pierwszą falą zachorowań, i tak nieufni wobec społeczności homoseksualnej, ludzie, zaczynają traktować gejów jak wybryków natury roznoszących zaraze. Odmawia im się prawa do opieki medycznej, współczucia, zabiera godność. Skazuje na cierpienie i śmierć w izolacji. Skąpi ludzkich odruchów. Daleko posunięta propaganda skłania do nienawiści i strachu. Zarażonym odmawia się miana ofiary przylepiając łatkę mordercy. W świecie pełnym pogardy naszym bohaterom przyjdzie mierzyć się z chorobą i śmiercią najbliższych, świadomością, iż mogą liczyć tylko na siebie. Samotnością napiętnowany jest bowiem każdy z bohaterów.

W „Miłości” ukazany jest czas wyborów, szukania własnej tożsamości i drogi w świecie pełnym możliwości, który tylko czeka aby przyjąć Cię z otwartymi rękami. Wraz z bohaterami nieśmiało wkraczamy w życie Sztokholmskich homoseksualistów – wyzwolonych, zachłystujących się wręcz pozyskanymi prawami, żyjącymi chwilą. Choć wszyscy wydają się szczęśliwi autor ani na chwilę nie pozwala zapomnieć czytelnikowi, że chwila ta pryśnie za moment niczym bańka mydlana. W „Chorobie” przekonają się o tym sami bohaterowie. Doświadczając pierwszych objawów choroby, lęków, iż rzeczywistość, w której żyli okaże się ułudą, odrzuceniem ze strony rodziny i społeczeństwa. Gardell sprawnie rysuje przed nami obecną sytuację ukazując ją oczami Rasmusa, Benjamina i ich przyjaciół, przechodząc płynnie do punktu widzenia ich rodzin, a nawet niczym w reportażu ukazując ogólną sytuację w kraju i na świecie. Dla czytelnika jest to natomiast zapowiedź zbliżającej się emocjonalnej udręki, która nie opuści nas już aż do ostatniej strony. 


Poznając bohaterów, historie ich dzieciństwa marzenia, plany i pragnienia coraz mocniej angażujemy się w przedstawioną historię, która jak wiemy, nie ma happy endu. Nic więc dziwnego, że do „Śmierci” nie można podejść obojętnie. Wszelki dystans, który istniał między czytelnikiem, a bohaterem został już wcześniej zniwelowany. W zwieńczeniu trylogii nie czeka nas jednak nic ponad tytułową śmierć, której ulec muszą wszyscy. Stajemy się obserwatorami ludzi stojącymi w obliczu tragedii – jedni wybierają śmierć z własnej ręki chcąc zachować do końca godność i piękny wygląd, nie zgadzając się na życie na łasce społeczeństwa traktujących ich jak śmieci; inni wybierają życie. Mimo wszystko, ciesząc się ostatnimi chwilami w gronie bliskich, lub w kompletnym odosobnieniu. Walcząc o każdy dzień, z myślą, iż przeżyli swoje życie tak jak chcieli pomimo fatalnego końca. Obserwujemy pożegnania kochanków, pogrzeby przyjaciół, kłótnie z rodziną odrzucających prawdę o swoim zmarłym dziecku, a każda sytuacja opisana przez Gardella sprawia, że nasze serce chce pęknąć, bo sytuacje opisane w „Nigdy nie ocieraj łez bez rękawiczek” nie powinny mieć miejsca i choć historia Rasmusa, Benjamina, Paula i pozostałych jest tylko fikcją z pewnością istniały tysiące podobnych historii, które fikcją już niestety nie były.

Trylogii Gardella nie można nazwać łatwą, lekką i przyjemną; choć napisana została w przystępny sposób, treść w nich zawarta wymaga skupienia oraz pewnego rodzaju szacunku. Historia opisana przez niego porusza, lecz także skłania do przemyśleń na temat człowieczeństwa, tolerancji, samotności. Pokazuje, że nie warto żyć w strachu, że należy cieszyć się każdym dniem, i żyć w zgodzie z własnym sumieniem i nie żałować swoich wyborów.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz