sobota, 5 marca 2016

The Room i Spotlight, czyli nadrabiamy Oscary


Filmy Oscarowe, w mojej opinii, posiadają jeden poważny problem – historia, którą prezentują często jest dużo ciekawsza niż sam film. Produkcje robione pod Oscary rzadko wywołują we mnie jakieś głębsze emocje, choć potrafią zaintrygować wybranym tematem. 


Za dużo w tym chłodnej kalkulacji, za mało szczerego podejścia do widza. Nawet te najgłośniejsze, wyróżnione nagrodami, które znajdują się w czołówce najlepszych produkcji w danym roku nie potrafią mnie do siebie przekonać. Nie inaczej było ze „Spotlight” – tegorocznym wielkim wygranym, który szokuje tematyką, oraz pokazuje kawał świetnej dziennikarskie pracy. 

Grupa dziennikarzy śledczych podejmuje się ujawnieniu skali pedofilii wśród księży katolickich. Wraz z nimi bierzemy udział w żmudnym procesie powstawania demaskatorskiego artykułu.W przypadku „Spotlight” nie można mówić więc o dynamicznie rozwijającej się fabule i nagłych zwrotach akcji. Kolejne elementy układanki poznajemy równocześnie z prowadzącymi śledztwo dziennikarzami dzięki przekopywaniu się przez stare akta, rozmawianiu z prawnikami, ofiarami i oprawcami. Nietrudno więc uznać, że film jest w dużej mierze przegadany. Choć praca naszych bohaterów jest ukazana w rzetelny sposób, aktorstwu nie sposób nic zarzucić, a dialogi prowadzone są z sensem nie potrafiłam wgłębić się w tą historię. Od początku do końca byłam jedynie obserwatorem ujawniania tej niechlubnej strony kościoła Katolickiego zmiatającego pod dywan grzechy księży. Nie sposób nic zarzucić realizacji, obsadzie, czy klimacie w jakim utrzymany jest film, jednakże nie jest to typ kina, który mnie w pełni kupuje.

Innym przykładem oscarowego kina jest The Room, który wypadł znacznie ciekawiej niż „Spotlight”, choć porusza równie trudną tematykę.

Młoda dziewczyna przez 7 lat jest przetrzymywana w szopie przez swojego oprawce. Odizolowana od ludzi i świata musi sprostać wyzwaniu jaki stawia przed nią los – wychować dziecko w przestrzeni odgrodzonej czterema ścianami. Wbrew pozorom to nie ona jest narratorem tej historii, lecz mały Jack, który cały świat mieści się na kilku metrach kwadratowych tytułowego pokoju. Nie zna i nie wie nic o świecie poza miejscem w którym się wychował. Żyje w bańce ochronnej stworzonej przez matkę, która w ten sposób próbuje chronić go przed rzeczywistością.

Historia przedstawiona w filmie jest przerażająca i paraliżująca. Nie sposób wyobrazić sobie cierpienia osoby wyrwanej z dotychczasowego życia i przetrzymywanej w małym pomieszczeniu przez długie lata. Jeszcze trudniej wyobrazić sobie cierpienia matki żyjącej ze świadomością, że jej dziecku nie dane jest zobaczyć piękna świata. 
Film zasadniczo podzielony jest na dwie części, przy czym każda z nich trzyma wysoki poziom. Gdy płynnie przechodzimy do kolejnego epizodu w życiu dziewczyny i jej synka, już po uwolnieniu naszych bohaterów, okazuje się, że cierpienia naszych bohaterów nie kończą się wraz z uwolnieniem z ich dotychczasowego więzienia, bowiem nie tak łatwo zapomnieć o latach spędzonych w zamknięciu. Naszej bohaterce ciężko zaakceptować fakt, iż czas nie zatrzymał się w momencie jej porwania – dawni przyjaciele stali się kimś całkiem obcy,a jej rodzice powoli zaczęli oswajać się z nieszczęściem, które ich spotkało. Jeszcze trudniej w nowej rzeczywistości odnaleźć było się Jackowi, który nigdy nie zaznał innego życia niż te prowadzone w pokoju. Cała jego osobowość została ukształtowana w  czterech ścianach, rzeczy które uchodziły za normalne okazały się czymś całkowicie obcym dla normalnych ludzi.

The Room nie byłby tak szczery w tym co pokazuje, gdyby nie świetne aktorstwo (Brie Larson dostała za role Oscara). Nie sposób tu nie wspomnieć o młodziutkim Jacobie Tremblayu, dzięki któremu można uwierzyć w tę historie i naprawdę ją poczuć. Nie ma co jednak ukrywać, iż film cierpi na podobno przypadłość co Spotlight – dużo ciekawsza była dla mnie sama historia i jej przesłanie, niż film.


Według mnie w starciu tych dwóch oscarowych gigantów z pewnością wygrałby The Room. Przedstawia bowiem historie pojedynczej jednostki, które działa dużo mocniej, niż historia tłumu anonimowych ofiar księży pedofilów, dzięki czemu łatwiej uwolnić się z roli biernego obserwatora i prawdziwie poczuć cierpienie bohatera. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz