piątek, 11 sierpnia 2017

"Call Me by Your Name'" Andre Aciman


Cofnijmy się o kilka miesięcy kiedy to, jak zwykle bezmyślnie, przeglądając filmy rekomendowane mi przez imdb, natrafiłam na grafikę brzoskwini. Opis filmu był na tyle lakoniczny, że zapewne puściłaby wszystko w niepamięć, gdyby nie zdjęcie obsady, na którym jeden z aktorów zmuszony był pozować z pokaźnym temblakiem, co momentalnie przykuło moją uwagę. Dziś bez wątpienia stwierdzić mogę, że to dzięki filmowej bazie i złamanej ręce Armiego Hammera tak szybko w moje ręce trafiła prawdopodobnie najlepsza powieść tego roku. Życie potrafi zaskoczyć.


„Call me by your name” to książka, po którą zapewne nie sięgnęłabym nigdy gdyby nie jej ekranizacja. Historia wakacyjnej miłości to temat oklepany do granic możliwości którego unikam jak ognia. Nawet wprowadzenie wątku LGBT nie potrafiłoby reanimować tego przerabianego na milion sposobów wątku. Acimanowi udała się jednak rzecz niezwykła – nie dość, że udało mu się niemalże od pierwszej strony zainteresować mnie historią, to na dodatek wzbudził we mnie żywe emocje.

            Na kartach powieści zawarte zostają wspomnienia pewnego lata spędzonego przez 17-letniego Elio i jego rodziców w  ich domu na włoskiej riwierze, w którego progi pewnego dnia wstępuje letnik mający pod pieczą ojca głównego bohatera - profesora sztuki kończyć swoja pracę doktorancką. Spotkanie to staje się wstępem do nieoczekiwanego romansu między młodym chłopakiem a niemalże 10-lat starszym Oliwerem. Relacji niesamowicie intensywnej, wręcz zahaczającej o obsesje, jednocześnie fascynującej i przerażającej, którą obserwujemy z perspektywy Elio. Choć żadne słowo z tego krótkiego opisu (który nie przekonuje nawet mnie) nie mija się z prawdą „Call me by your name” jest czymś znacznie więcej niż zwykłym romansidłem.


"Call me by your name" to jedna z tych niepozornych powieści, których istnienia nie byłabym świadoma gdyby nie zbliżająca się ekranizacja. Po poznaniu tej historii wprost nie mogę się doczekać premiery filmu.

            Całość podzielić można na cztery zasadnicze części. Pierwsza to ta, w której Elio zaczyna odkrywać swoje zainteresowanie letnikiem. Niczym w najlepszym thrillerze z każdą stroną rośnie napięcie. Między głównymi bohaterami rzadko dochodzi do konfrontacji ich cała relacja opiera się głównie na pozornej obojętności przeplatanej nie kiedy wymianą spojrzeń, lub dwuznacznymi sytuacjami. Elio w tym czasie obserwuje letnika, rozmyśla, wzdycha z ukrycia, analizuje czy dobrze odbiera otrzymywane sygnały i pragnie konfrontacji. Uczucia odczuwane przez chłopaka są tak intensywne, iż udzielają się nawet czytelnikowi, a napięcie między tą dwójką staje się nie do zniesienia. Druga, przynosi długo oczekiwany rozwój relacji i jest to prawdopodobnie jeden z najintensywniejszych rozdziałów jakie kiedykolwiek spotkałam. Po tym przechodzimy płynnie do podróży do Rzymu (jakby nie było już dość klimatycznie) gdzie następuje pewne spowolnienie akcji, a ostatecznie docieramy do zakończenia, które istnieje prawdopodobnie tylko po to aby załamać serce (kilkukrotnie).

            Nie wiem od czego zacząć opis moich odczuć związanych z tą książką, która po prostu sponiewierała mnie emocjonalnie (choć uczucia te uderzyły mnie ze znacznym, bo ponad dwumiesięcznym, opóźnieniem). Nie spodziewałam się, że książka w gruncie rzeczy pozbawiona akcji może mnie tak pochłonąć. Lwią część powieści zajmują rozmyślania głównego bohatera, które przybliżają nam jego sposób bycia, jego rozterki, oraz pogląd na świat. Dzięki temu między bohaterem a czytelnikiem wytwarza się jedyna w swoim rodzaju więź. Historia widziana oczami Elio staje się tym samym niezwykle angażująca. Wraz z bohaterem przeżywamy rodzącą się miłość i pragniemy kontaktu z obiektem westchnień.


Od pojawienia się pierwszych zdjęć z planu zdjęciowego mam pewne problemy z wyborem castingowców. O ile Timothee Chalamet pasuje mi do roli Elio idealnie o tyle do partnerującego mu Armiego Hammera mam kilka zastrzeżeń. Jednak jeśli tylko na ekranie będzie widać prawdziwą chemie wynagrodzi mi to wszytko

            Acimanowi udało się stworzyć prawdziwych bohaterów, którzy są bardzo ludzcy w swoim zachowaniu. Posiadają swoje wady i zalety, nie zawsze postępują słusznie, miewają chwile zwątpienia, niekiedy żałują swoich wyborów. Nawet Oliwer, którego obserwujemy jedynie przez pryzmat postrzegania Elio nie jest jedynie skupiskiem wspaniałych cech, lecz bytem posiadającym indywidualne cechy charakteru. Co ciekawe jakiekolwiek wnioski na temat tego jakimi ludźmi sa wysuwamy jedynie na podstawie ich zachowań tu i teraz. Nie znamy ich przeszłości, ani nie implikujemy na temat przyszłości. Choć to ta dwójka odgrywa główną rolę, pozostałym bohaterom też nie można nic zarzucić. Choć ukazani bardzo powierzchownie, z racji na sposób prowadzenia narracji, nie irytują, ani nie są wprowadzani na siłę. Na duży plus zasługuje fakt, iż Aciman stworzył postacie obdarzone niebywałą inteligencją. Wykazał się przy tym dużą subtelnością nie kreując na siłę sylwetek intelektualistów, których wiedza jest tak sztuczna i nienaturalna, że czytelnik czuje się zażenowany, ani tak powierzchowna, iż staje się jedynie mało znaczącym epitetem określającym postacie. W dialogach prowadzonych między Elio, który jako syn profesora wykazuje się znaczną wiedzą na różne tematy i Oliwerem, który jest w trakcie końcowych prac swojej książki o Heraklicie, a po wakacjach ma podjąć pracę wykładowcy, wyczuwa się, iż autor naprawdę wie o czym pisze, a jednocześnie nie szarżuje swoją wiedza. Patrząc na to z innej perspektywy nigdy jeszcze nie czytałam dialogu pomiędzy postaciami o kulturze antycznej w takim stopniu podszytej napięciem seksualnym.

            Autor niezwykłym wyczuciem odznacza się niemalże w każdej kwestii. Historia pozbawiona jest zbędnego patosu, szokowania na siłę, czy nadmiernego lukrowania rzeczywistości. Powieść w pewnych momentach nie stroni od seksu, jednakże nawet on opisany jest bezbłędnie – nie wprawiają w poczucie zażenowania, ani zniesmaczenia zbytnim naturalizmem. Czuć, że nie jest one środkiem do taniej sensacji, lecz integralną częścią całości. Dodatkowym atutem jest to, że autor nie stara się zawrzeć w swojej historii wszystkich problemów świata. Problemy Elio skupiają się wyłącznie na próbach zrozumienia własnej seksualności nie rozdrabniając się na kwestie podejścia społeczeństwa do tematu homoseksualizmu, możliwości spotkania się z odrzuceniem, agresją, lub innymi problemami. Romans między nim a Oliwerem  rozgrywa się jakby poza światem zewnętrznym. Jednym ograniczeniem jest 6 tygodni, które spędzić mogą wspólnie po czym każdy z nich wyruszy w swoją stronę.


Aciman stworzył powieść niezwykle klimatyczną i sensualną. Po dobrych opiniach jakie zbiera film i po pierwszym zwiastunie, który wygląda bosko pod względem ujęć i kolorystyki mam ogromne oczekiwania.

            „Call me by…” na tle innych tego typu powieści wyróżnia także niepowtarzalny klimat śródziemnomorskich Włoch. Z każdej strony wyczuć można wakacyjną atmosferę dni spędzonych  na wycieczkach rowerowych, kąpaniu się w morzu, rozmowach o literaturze i sztuce. Acimanowi udało uchwycić się klimat przygody życia, która zdarzyć się może tylko raz. Chwili, którą chcemy wycisnąć do końca niczym sok z pomarańczy, wiedząc, iż jest to tylko moment, który jednak na zawsze zostanie w naszym sercu.

            Powieść Acimana to jeden wielki emocjonalny rollercoaster. Pomimo całej masy scen, w której uczucia biorą górę nad czytelnikiem największe wrażenie robi zakończenie. Bardzo kameralne i pozbawione akcji a przez to wyjątkowo mocno chwytające za serce. Na szczególną uwagę zasługuje tu rozmowa Elia z ojcem, w której wypowiedziana została cała miłość rodzica do dziecka, oraz pełna akceptacja wszystkich jego poczynań. Ta prosta w gruncie rzeczy rozmowa sprawdza się lepiej niż patetyczne dialogi, w każdej innej powieści.

            Przechodząc do zakończenia powieści moje odczucia w tej materii są bardzo niespójne. Podczas pierwszego czytania uznałam je za słodko-gorzkie zakończenie charakterystyczne dla niemalże każdego wakacyjnego romansu. Przyglądając mu się ponownie nie jestem pewna czy autor nie zastosował w nim jednak zbyt dużej dawki goryczy doprowadzając do bardzo gorzkiego zakończenia, w którym zbyt intensywne i szybko rozwijające się uczucie rodzące się w młodym, wrażliwym chłopaku nie złamało w nim czegoś więcej niż tylko serce. Przyjmując ten sposób myślenia bohaterowie „Call me by…” stają się jeszcze trudniejsi do jednoznacznej oceny.

            Aciman zmierzając się z oklepanym do granic możliwości wątkiem wakacyjnej miłości mógł ponieść sromotną porażkę. „Call me by your name” to jego wielkie zwycięstwo – powieść niezwykła i pełna emocji poruszająca poniekąd wątek dorastania, którego nieodłączną częścią jest poszukiwanie siebie, przeżywania pierwszych miłości, wzlotów i upadków, oraz momentów, które choć zbyt szybko przemijają na zawsze stają się częścią nas samych.




2 komentarze:

  1. Hej gdzie dorwałas książke? Chcę ją przeczytać od dłuższego czasu ale jej cena i brak dostępności mnie przeraża

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam to, od 1,5 tygodnia pisze do wszystkich księgarni, lecz niestety brak jej na magazynie :( Ja czytałam ją w maju, w formie ebooka. Na egzemplarz papierowy poczekam do października kiedy w końcu zrobią dodruk (oby nie z filmową okładką...)

      Usuń