filmweb.pl |
Bądź tu i teraz. Bez oczekiwania na to co przyniesie kolejny
dzień, miesiąc, rok. Bez niepewności o przyszłość, strachu przed porażką,
planów. Bez nadziei, ale też bez obaw. Bez przyszłości i przeszłości
zakotwiczony w chwili obecnej. Bądź tu i teraz, cóż więcej Ci zostało...
Rzucając hasło "tu i teraz" nie trudno przypomnieć
sobie masę utartych frazesów zabarwionych optymizmem, lub wręcz przeciwnie,
które słyszymy każdego dnia. Zdania te, wypowiadane często dość bezmyślnie,
mają nas motywować do dalszego działania lub przynieść ukojenie. Można
polemizować nad słusznością takiego podejścia do życia jednakże wiele osób
traktuje to jako życiowe motto. Tak też jest w przypadku głównego bohatera
"Cudownego tu i teraz".
Sutter Keely (Miles Teller) zdaje się być królem życia. Ma
cudowną dziewczynę, potrafi rozkręcić każdą imprezę, ze swoim przyjacielem może
pogadać na każdy temat, a świat leży u jego stóp. Pod tą fasadą wspaniałości
ukrywa się jednak prawdziwe oblicze chłopaka, który robi ze swojego życia jedną
wielką farsę, uważany przez swoje otoczenie za pajaca, z notorycznie
objawiającym się brakiem asertywności, namiętnie zagłuszający wszelkie problemy
alkoholem trzymanym w piersiówce, z którą się nie rozstaje, oraz zdominowany
strachem - przed odpowiedzialnością, przed stratą wyobrażeń o idealnym ojcu, a
przede wszystkim przed przyszłością
Pewnego pięknego słonecznego ranka na pokrytym świeżą rosą
trawniku znajduje go nieśmiała Aimee (Shailene Woodley). Chłopak próbując
zapomnieć o nagłym zakończeniu jego wspaniałego związku, ucieka do jedynego
znanego mu sposobu zapomnienia o problemach - całonocnej balangi, której finał
odbył się dla niego w całkiem obcym ogródku. Bez samochodu i wspomnień z kilku
ostatnich godzin. Na szczęście nasza złota dziewczyna, zgadza się pomóc mu w
szukania auta, czym rozpoczyna nową, rzutującą na życie obu bohaterów,
znajomość.
Film skierowany jest głównie do młodzieży i to niestety
widać na każdym kroku. Schematyczna fabuła, dość nijacy bohaterowie, oraz pewna
nieporadność przewijająca się przez cały film. Już w chwili spotkania się
głównych bohaterów ciężko stwierdzić o czym właściwie jest ten film. O
wzajemnie wywieranym na siebie wpływie? O problemach z zaakceptowaniem
czekających na bohaterów zmian związanych z zakończeniem szkoły? A może obawa
przed zmierzeniem się z własnymi lękami?
Już samo zainteresowanie Suttera Aimee pozostawia dużo
niedomówień. Chłopak jakby nigdy nic z nowo poznanej dziewczyny będącej jego
przeciwieństwem, postanawia zrobić swoją towarzyszkę. Cel jego poczynań
prawdopodobnie nie jest znany nawet jemu. Kilka imprez, oraz podarowanie
piersiówki nie można nazwać silnym wpływem mającym na celu przerobienia cichej,
pokornej dziewczyny na swój obraz i podobieństwo. Początkowo trudno doszukać
się tam także jakiegokolwiek romansowego zabarwienia, gdyż Sutter usilnie stara
się ponownie zjednać sobie względy swojej byłej. Pozostało mi jedynie skłonić się ku wersji,
iż potrzebował kogoś, aby odciągnąć go od ponurych rozmyślań. "Zawiłości"
fabularne odsuńmy jednak na bok. Problemy poruszane w filmie pomimo ich
aktualności i uniwersalności zostały przedstawione tak powierzchownie, iż
zdawać by się mogły, że nie mają większego znaczenia, choć tak naprawdę były
osią całości.
filmweb.pl |
Uratować fabułę zawsze mogą jednak wspaniałe ujęcia i gra
aktorska. "Cudowne tu i teraz" nie może pochwalić się jednak żadną z
tych rzeczy. Produkcja wydawała się być robiona na szybko, bez głębszego
zastanowienia. Chwilami brakowało mi spójności. Gra aktorska rozwiała natomiast
kilka moich wątpliwości. O ile o Tellerze nie słyszałam kompletnie nic, o tyle
o Shailene Woodley było całkiem głośno z powodu jej angażu do adaptacji książki
Greena "Gwiazd naszych wina". Z niedowierzaniem czytałam o oburzeniu
fanów z powodu zatrudnienia jej do roli Hanzel, szczególnie, iż w/w produkcji ostatecznie
poradziła sobie całkiem nieźle. Po obejrzeniu jej wcześniejszego występu chyba
jednak doskonale wiem o co chodziło tym wszystkim ludziom. Dość ograniczona
mimika i irytująca gra aktorska z pewnością nie mogły sprzyjać jej
popularności. Aimee irytowała niemalże w każdej scenie. Jej bezradność,
nieśmiałość, powolne wkraczanie w życie towarzyskie, było nad wyraz sztuczne i
denerwujące.
Po filmie nie spodziewałam się zbyt wiele. Miał być jedynie
zjadaczem czasu podczas kolejnego nudnego dnia. I taki właśnie był - prosty,
bez wyrazu, nie każący wysilać szarych komórek. W sam raz na wakacyjne
lenistwo.
Na leniwą niedzielę taki film jest idealny. Może się skuszę.
OdpowiedzUsuńZaczęłam kiedyś go oglądać, ale dowiedziałam się, że istnieje książka, więc szybko wyłączyłam. Od tego czasu poluję na nią, chociaż nie jest moim wielkim "must read" ;)
OdpowiedzUsuńhttp://mianigralibro.blogspot.com/