Pierwszy dzień w college'u to ciężkie przeżycie dla każdego, a szczególnie dla wyalienowanej z życia, nieśmiałej, wręcz zahukanej w sobie młodej dziewczyny. Tak właśnie jest Kiersten. Wszystko zmienia się gdy poznaje Westona - pewnego siebie opiekuna roku, który staje się dla niej katalizatorem zmian. Zamknięta w kokonie własnych lęków, zmagająca się z depresją po śmierci rodziców dzięki niemu zaczyna naprawdę żyć. Nie wie jednak, że nie ona jedna na swoich barkach dźwiga ciężar ponad jej siły, a oferowana pomoc okaże się ratunkiem dla nich obojga.
„Utrata” należy do wąskiej grupy książek, których zadaniem
jest rozrywać serce czytelnika kawałek po kawałku. Jest to jedna z tych
„powieści rakowych”, czerpiących garściami ze schematu (patrz „Gwiazd naszych
wina”, „Zanim umrę”, w mniejszym stopniu „Bez mojej zgody”), które jednak
zawsze się wybronią i wzbudzą jakieś emocje.
Tak jak w wielu wcześniejszych historiach mamy dwoje
nastolatków, którzy radzą sobie z codziennością najlepiej jak potrafią, nie
marnując żadnej chwili, śmiejąc się, spełniając marzenia i kochając tak jakby
jutro miało nigdy nie nadejść. Choć fabule daleko do oryginalności jest to
temat, który nie nuży – w końcu żadna książka tak nie afirmuje życia, jak ta
traktująca o ludziach, którym tak niewiele go zostało.
Siłą napędową powieści van Dyken są niewątpliwie bohaterowie,
których poznajemy naprawdę dobrze, z racji tego, iż autorka zdecydowała się na
dwutorową narrację. Kiersten to sympatyczna, cicha i zagubiona dziewczyna, z
którą bez trudu można się utożsamić. Choć wiele jej wyborów ugruntowanych jest
stratą bliskich łatwo zrozumieć jej sposób myślenia. Jest to zarazem wada i
zaleta tej postaci, której wyraźnie brakuje ikry, przez co zainteresowanie jej
historią dość szybko zanika. Braki te doskonale rekompensuje Weston, który staje się drugim narratorem. I choć obserwacje czynione z jego punktu
widzenia są krótsze i początkowo służą jedynie jako wtrącenia do całej historii
są one najlepszą częścią powieści. Bo i sam bohater jest niezwykły.
Autorka kreując go idealnie wyważyła cechy charakteru stawiając go gdzieś
między duszą towarzystwa, a cichym romantykiem, przystojniakiem ze szkolnej
drużyny na widok, którego żeńska część college'u mdleje, a zrównoważonym
opiekunem roku, gotowym nieść pomoc w każdej sytuacji. Nie wiem jak jej się to
udało, ale stworzyła tym samym postać z krwi i kości, z którą chciałoby się
zaprzyjaźnić. Dodatkowo to właśnie z jego ust padają najtrafniejsze uwagi i
świetne cytaty. Nieczęsto w młodzieżowych powieściach spotkać można tak
dojrzałego młodego człowieka, który nie dość, że zdaje się być całkowicie
pogodzony z tym, iż dano mu tak mało czasu, to potrafi wynieść ze swojej
sytuacji pewną mądrość. Dlatego też, gdy czytam że życie to niebo wierzymy w to,
gdyż czujemy, że to coś więcej niż utarty frazes.
Dużym plusem powieści jest także niewymuszona fabuła. Nie ma
w niej nachalnego wątku miłosnego, niesamowitych zdarzeń, czy niespodziewanych
zwrotów akcji. Mamy jasno określoną oś fabularną - lista rzeczy do zrobienia stworzona przez
Kiersten – która staje się pretekstem do udzielenia nam kilku życiowych rad,
ukazania piękna nawet najbardziej zwyczajnych chwil i pokazania, że trzeba
chwytać czas póki go jeszcze mamy, nie wpychając nam przy okazji na siłę łzawej
historyjki o umierającym chłopaku.
O śmierci nie mówi się tam prawie wcale.
Wisi niczym widmo przyszłych zdarzeń, autor nie obsadza jej jednak w roli równorzędnego
bohatera.
I choć pod koniec historia zmierza w stronę niepotrzebnej
tkliwości, a autorka z coraz większą pewnością siebie dopasowuje rzeczywistość
do swojej historii nie odbiera to powieści uroku, który sprawia, że od historii
Westona i Kierstin nie sposób się oderwać.
„Utrata” jest niczym kocyk w zimny wieczór, otula
czytelnika, sprawia, że na sercu robi się cieplej i wywołuje na twarzy
mimowolny uśmiech. I po raz kolejny daje nam powód do zachwytu nad
codziennością, oraz docenienia czasu, który nam dano.
Czytałam już sporo recenzji o tej książce i mam ją w planach.
OdpowiedzUsuńPrzekonała mnie ta recenzja, chyba się za to wezmę
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkowezacisze.blogspot.com/
Ach! Zatraceni to jedna z moich ulubionych serii i jak na razie żadna z dwóch części nie zawiodła mnie! Książki, których nie potrafiłam się hamować z łzami! Coś cudownego! :)
OdpowiedzUsuńTeraz tylko z niecierpliwością czekać na premierę "Wstydu" ;)
Pozdrawiam! x
http://miedzypolkami-ksiazki.blogspot.com/