sobota, 29 sierpnia 2015

Żyjmy tak jakby jutra miało nie być. Oglądając "Cudowne tu i teraz"

filmweb.pl

Bądź tu i teraz. Bez oczekiwania na to co przyniesie kolejny dzień, miesiąc, rok. Bez niepewności o przyszłość, strachu przed porażką, planów. Bez nadziei, ale też bez obaw. Bez przyszłości i przeszłości zakotwiczony w chwili obecnej. Bądź tu i teraz, cóż więcej Ci zostało...


Rzucając hasło "tu i teraz" nie trudno przypomnieć sobie masę utartych frazesów zabarwionych optymizmem, lub wręcz przeciwnie, które słyszymy każdego dnia. Zdania te, wypowiadane często dość bezmyślnie, mają nas motywować do dalszego działania lub przynieść ukojenie. Można polemizować nad słusznością takiego podejścia do życia jednakże wiele osób traktuje to jako życiowe motto. Tak też jest w przypadku głównego bohatera "Cudownego tu i teraz".

Sutter Keely (Miles Teller) zdaje się być królem życia. Ma cudowną dziewczynę, potrafi rozkręcić każdą imprezę, ze swoim przyjacielem może pogadać na każdy temat, a świat leży u jego stóp. Pod tą fasadą wspaniałości ukrywa się jednak prawdziwe oblicze chłopaka, który robi ze swojego życia jedną wielką farsę, uważany przez swoje otoczenie za pajaca, z notorycznie objawiającym się brakiem asertywności, namiętnie zagłuszający wszelkie problemy alkoholem trzymanym w piersiówce, z którą się nie rozstaje, oraz zdominowany strachem - przed odpowiedzialnością, przed stratą wyobrażeń o idealnym ojcu, a przede wszystkim przed przyszłością

Pewnego pięknego słonecznego ranka na pokrytym świeżą rosą trawniku znajduje go nieśmiała Aimee (Shailene Woodley). Chłopak próbując zapomnieć o nagłym zakończeniu jego wspaniałego związku, ucieka do jedynego znanego mu sposobu zapomnienia o problemach - całonocnej balangi, której finał odbył się dla niego w całkiem obcym ogródku. Bez samochodu i wspomnień z kilku ostatnich godzin. Na szczęście nasza złota dziewczyna, zgadza się pomóc mu w szukania auta, czym rozpoczyna nową, rzutującą na życie obu bohaterów, znajomość.

Film skierowany jest głównie do młodzieży i to niestety widać na każdym kroku. Schematyczna fabuła, dość nijacy bohaterowie, oraz pewna nieporadność przewijająca się przez cały film. Już w chwili spotkania się głównych bohaterów ciężko stwierdzić o czym właściwie jest ten film. O wzajemnie wywieranym na siebie wpływie? O problemach z zaakceptowaniem czekających na bohaterów zmian związanych z zakończeniem szkoły? A może obawa przed zmierzeniem się z własnymi lękami?

Już samo zainteresowanie Suttera Aimee pozostawia dużo niedomówień. Chłopak jakby nigdy nic z nowo poznanej dziewczyny będącej jego przeciwieństwem, postanawia zrobić swoją towarzyszkę. Cel jego poczynań prawdopodobnie nie jest znany nawet jemu. Kilka imprez, oraz podarowanie piersiówki nie można nazwać silnym wpływem mającym na celu przerobienia cichej, pokornej dziewczyny na swój obraz i podobieństwo. Początkowo trudno doszukać się tam także jakiegokolwiek romansowego zabarwienia, gdyż Sutter usilnie stara się ponownie zjednać sobie względy swojej byłej.  Pozostało mi jedynie skłonić się ku wersji, iż potrzebował kogoś, aby odciągnąć go od ponurych rozmyślań. "Zawiłości" fabularne odsuńmy jednak na bok. Problemy poruszane w filmie pomimo ich aktualności i uniwersalności zostały przedstawione tak powierzchownie, iż zdawać by się mogły, że nie mają większego znaczenia, choć tak naprawdę były osią całości.

filmweb.pl
Uratować fabułę zawsze mogą jednak wspaniałe ujęcia i gra aktorska. "Cudowne tu i teraz" nie może pochwalić się jednak żadną z tych rzeczy. Produkcja wydawała się być robiona na szybko, bez głębszego zastanowienia. Chwilami brakowało mi spójności. Gra aktorska rozwiała natomiast kilka moich wątpliwości. O ile o Tellerze nie słyszałam kompletnie nic, o tyle o Shailene Woodley było całkiem głośno z powodu jej angażu do adaptacji książki Greena "Gwiazd naszych wina". Z niedowierzaniem czytałam o oburzeniu fanów z powodu zatrudnienia jej do roli Hanzel, szczególnie, iż w/w produkcji ostatecznie poradziła sobie całkiem nieźle. Po obejrzeniu jej wcześniejszego występu chyba jednak doskonale wiem o co chodziło tym wszystkim ludziom. Dość ograniczona mimika i irytująca gra aktorska z pewnością nie mogły sprzyjać jej popularności. Aimee irytowała niemalże w każdej scenie. Jej bezradność, nieśmiałość, powolne wkraczanie w życie towarzyskie, było nad wyraz sztuczne i denerwujące.

Po filmie nie spodziewałam się zbyt wiele. Miał być jedynie zjadaczem czasu podczas kolejnego nudnego dnia. I taki właśnie był - prosty, bez wyrazu, nie każący wysilać szarych komórek. W sam raz na wakacyjne lenistwo.


2 komentarze:

  1. Na leniwą niedzielę taki film jest idealny. Może się skuszę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczęłam kiedyś go oglądać, ale dowiedziałam się, że istnieje książka, więc szybko wyłączyłam. Od tego czasu poluję na nią, chociaż nie jest moim wielkim "must read" ;)

    http://mianigralibro.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń