Jak ubrać się na wieczorne wyjście gdy nie posiada się
odbicia w lustrze? Jak zabić ofiarę aby nie pobrudzić drogocennej kanapy? Na te
i wiele innych pytań odpowiedź znajdziemy w "Co robimy w ukryciu".
Film utrzymany jest w formie pseudo dokumentu obnażającego
codzienne życie grupy pewnych nowozelandzkich wampirów. Twórcy chętnie
wykorzystują wszelkie stereotypy, którymi przez lata obrosły wampiry, ukazując
je w całkiem w nowym świetle.
To właśnie przez całą masę ograniczeń, którymi te biedne
istoty obciążyła popkultura, życie wampira nie jest usłane różami. Przekonujemy
się o tym wraz z grupą filmowców obserwującymi zmagania z codziennością Viago, Deacona, Vladimira i Petera. Każdy z nich pochodzi z innych czasów, różnią się
charakterami i podejściem do życia. Diego to niegdysiejszy 18-sto wieczny
dyndas. Zawsze nienagannie ubrany, pedantyczny i najspokojniejszy z pośród
współlokatorów. Do nowej Zelandii przybył w pogoni za miłością do ludzkiej
dziewczyny, która niestety wyszła za mąż za innego. Deacon z kolei jest
zadufany w sobie i przekonany o swojej wspaniałości. Posiada ludzką niewolnicę,
która skuszona wizją nieśmiertelności jest jednocześnie jego sprzątaczką,
praczką i wabikiem. Vladimir to brutal i tyran, a Peter.. jest tak stary,
że już dawno przestał kontaktować i siedzi tylko w trumnie.
Losy bohaterów nie zaczynamy
śledzić w jakimś przełomowym momencie, Ot zwykła szara rzeczywistość,
która i tak dostarcza widzom wiele powodów do uśmiechu. U naszych wampirów jak
w rodzinie dochodzi do utarczek, problemów z przydziałem ról domowych, z
drugiej jednak strony widzimy tu wzajemne wsparcie, wspólne dbanie o seniora
rodu i o zachowanie pozorów. Scenki z życia przeplatane są króciutkimi
wywiadami, w których bardzo wyraźnie widać rozdźwięk pomiędzy tym jak nasi
bohaterowie chcą być postrzegani a jak to wygląda naprawdę. I tak mniej więcej
upływa pierwsza połowa filmu – na różnego typu gagach, konfrontacji ze
stereotypami i poznawaniu bohaterów.
Motorem napędowym całości staje się przemiana niedoszłej ofiary,
która wkracza do tej niezwykłej nieumarłej rodzinki. Już na pierwszy rzut oka
widać niemałe różnice między młodym wampirem a kilkusetletnimi przyjaciółmi.
Nick wydaje się nie zdawać sprawy z wagi sytuacji. Każdemu kto chce słuchać
mówi o wampiryzmie czym sprowadza naszym protagonistom na głowę niejeden
problem, wprowadza do ekipy swojego przyjaciela Stu, który jednak wkupił się w
łaski lokatorów ucząc ich obsługi komputera i pokazując wschody słońca na
youtube, a także wnosi pewien powiew świeżości i nowoczesności w ten staromodny światek.
Jest
to jednak ta trochę słabsza część filmu, pomimo tego, iż dzieje się więcej.
Mamy i bal dla nieumarłych i starcie z wilkołakami. Po bardzo kameralnej
pierwszej części ma się wręcz wrażenie przesytu. Z drugiej jednak strony z
szerszej perspektywy poznajemy trudy życia wampira we współczesnym świecie co w
pewien sposób rekompensuje braki.
Nie jest to pierwsza próba podejścia do tematu wampiryzmu z
przymrużeniem oka, nowozelandzka produkcja w odróżnieniu od innych nie bazuje
na kpinie, czy żartach niskich lotach. Jest to naprawdę wdzięczny
pseudo reportaż pełen groteskowego humoru i komizmu sytuacyjnego wynikającego ze
zwykłych codziennych zdarzeń. I choć nie
jest to produkcja po której wychodzi się z bólem brzucha od ciągłego
rechotania, ciężko pozbyć się uśmiechu na twarzy i satysfakcji, że w końcu ktoś
odpowiedział na choć ułamek nurtujących Cię pytań odnośnie wampirzego świata.
Uwielbam komizm sytuacyjny, więc może się skuszę. Wampiry też zresztą lubię.
OdpowiedzUsuń