poniedziałek, 5 października 2015

Krew, kły i plamy na dywanie,czyli "Co robimy w ukryciu"


Jak ubrać się na wieczorne wyjście gdy nie posiada się odbicia w lustrze? Jak zabić ofiarę aby nie pobrudzić drogocennej kanapy? Na te i wiele innych pytań odpowiedź znajdziemy w "Co robimy w ukryciu".


Film utrzymany jest w formie pseudo dokumentu obnażającego codzienne życie grupy pewnych nowozelandzkich wampirów. Twórcy chętnie wykorzystują wszelkie stereotypy, którymi przez lata obrosły wampiry, ukazując je w całkiem w nowym świetle.

To właśnie przez całą masę ograniczeń, którymi te biedne istoty obciążyła popkultura, życie wampira nie jest usłane różami. Przekonujemy się o tym wraz z grupą filmowców obserwującymi zmagania z codziennością Viago, Deacona, Vladimira i Petera. Każdy z nich pochodzi z innych czasów, różnią się charakterami i podejściem do życia. Diego to niegdysiejszy 18-sto wieczny dyndas. Zawsze nienagannie ubrany, pedantyczny i najspokojniejszy z pośród współlokatorów. Do nowej Zelandii przybył w pogoni za miłością do ludzkiej dziewczyny, która niestety wyszła za mąż za innego. Deacon z kolei jest zadufany w sobie i przekonany o swojej wspaniałości. Posiada ludzką niewolnicę, która skuszona wizją nieśmiertelności jest jednocześnie jego sprzątaczką, praczką i wabikiem. Vladimir to brutal i tyran, a Peter.. jest tak stary, że już dawno przestał kontaktować i siedzi tylko w trumnie.

Losy bohaterów nie zaczynamy  śledzić w jakimś przełomowym momencie, Ot zwykła szara rzeczywistość, która i tak dostarcza widzom wiele powodów do uśmiechu. U naszych wampirów jak w rodzinie dochodzi do utarczek, problemów z przydziałem ról domowych, z drugiej jednak strony widzimy tu wzajemne wsparcie, wspólne dbanie o seniora rodu i o zachowanie pozorów. Scenki z życia przeplatane są króciutkimi wywiadami, w których bardzo wyraźnie widać rozdźwięk pomiędzy tym jak nasi bohaterowie chcą być postrzegani a jak to wygląda naprawdę. I tak mniej więcej upływa pierwsza połowa filmu – na różnego typu gagach, konfrontacji ze stereotypami i poznawaniu bohaterów.



Motorem napędowym całości staje się przemiana niedoszłej ofiary, która wkracza do tej niezwykłej nieumarłej rodzinki. Już na pierwszy rzut oka widać niemałe różnice między młodym wampirem a kilkusetletnimi przyjaciółmi. Nick wydaje się nie zdawać sprawy z wagi sytuacji. Każdemu kto chce słuchać mówi o wampiryzmie czym sprowadza naszym protagonistom na głowę niejeden problem, wprowadza do ekipy swojego przyjaciela Stu, który jednak wkupił się w łaski lokatorów ucząc ich obsługi komputera i pokazując wschody słońca na youtube, a także wnosi pewien powiew świeżości i  nowoczesności w ten staromodny światek.
Jest to jednak ta trochę słabsza część filmu, pomimo tego, iż dzieje się więcej. Mamy i bal dla nieumarłych i starcie z wilkołakami. Po bardzo kameralnej pierwszej części ma się wręcz wrażenie przesytu. Z drugiej jednak strony z szerszej perspektywy poznajemy trudy życia wampira we współczesnym świecie co w pewien sposób rekompensuje braki.


Nie jest to pierwsza próba podejścia do tematu wampiryzmu z przymrużeniem oka, nowozelandzka produkcja w odróżnieniu od innych nie bazuje na kpinie, czy żartach niskich lotach. Jest to naprawdę wdzięczny pseudo reportaż pełen groteskowego humoru i komizmu sytuacyjnego wynikającego ze zwykłych codziennych zdarzeń.  I choć nie jest to produkcja po której wychodzi się z bólem brzucha od ciągłego rechotania, ciężko pozbyć się uśmiechu na twarzy i satysfakcji, że w końcu ktoś odpowiedział na choć ułamek nurtujących Cię pytań odnośnie wampirzego świata.

1 komentarz:

  1. Uwielbam komizm sytuacyjny, więc może się skuszę. Wampiry też zresztą lubię.

    OdpowiedzUsuń