wtorek, 22 września 2015

Zapraszam do niebieskiej budki! czyli 9 najlepszych odcinków "Doctora Who" dla laików cz. II

Za nami pierwsza część zestawienia a w niej cudowne przygody 10-tego oraz 9-tego Doctora.  Czas na kontynuacje czyli całkowicie fantastyczne epizody z udziałem 11-tego i 12- tego.
Zapraszam do oglądania!


Odcinek wart obejrzenia z dwóch powodów: pięknych kadrów stylizowanych na te znane z obrazów van Gogha, oraz niesamowitej historii geniusza nierozumianego, a przez to odrzuconego przez społeczeństwo.
Opowieść jest prosta. Na jednym z obrazów sławnego malarza wystawionego w galerii sztuki Doctor zauważa w jednym z okien tajemnicze monstrum. Wraz ze swoją towarzyszką cofa się do czasów van Gogha w celu schwytania monstrum. Dużo ważniejsza od pierwotnego celu okazuje się jednak pomoc wybitnemu artyście obdarzonego ciężkim charakterem, lecz także ogromną wrażliwością, oraz ukazaniu mu pozytywnej strony życia.


Odcinek otwierający szósty sezon to epizod teoretycznie nie nadający się dla początkujących widzów. Jest to jednak bardziej wstęp do nowych przygód niż zakończenie starych, dlaczego więc nie?
Epizod zaczyna się od prawdziwego trzęsienia ziemi, aby z każdą chwil jeszcze bardziej szokować, bardziej ciekawić i dziwić. Podczas pikniku Doctora z przyjaciółmi z wody wynurza się tajemnicza postać w skafandrze kosmicznym i zabija naszego protagonistę, po chwili do akcji ponownie wkracza Władca Czasu – tym razem dużo młodszy, aby niespodziewanie pojawić się wraz z towarzyszami w gabinecie prezydenta Nixona i rozwikłać sprawę tajemniczego telefonu od zagubionego dziecka.  Ta z kolei naprowadza go na trop tajemniczych istot, o których nie pamiętamy po odwróceniu od nich wzroku.
Akcja odcinka mknie jak szalona, co chwila zmienia się wydźwięk odcinka, doświadczamy całej gamy emocji, a sama historia zdaje się być zlepkiem kilku innych epizodów, ale to wszystko się sprawdza i wypada naprawdę niesamowicie.



Wraz z nową towarzyszką Doctora wyruszamy w jej pierwszą przygodę po wszechświecie. Podróżujemy więc do miejsca przypominającego targ pełen nieznanych smaków, zapachów, i istot, o których istnieniu nie mieliśmy pojęcia. Sama historia, choć dosyć prosta, urzekła mnie tak jak żaden efekciarski, pełen zwrotów akcji epizod, nie potrafił. Trafiamy w  sam środek rytualnego obrzędu ku czci pradawnego bóstwa, którego poskramia się pieśnią i ofiarą z najlepszych wspomnień. Historia małej dziewczynki przezwyciężającej strach przed zmierzeniem się z przeznaczeniem jest piękna w swojej prostocie, a morał płynący z tej opowieści mówiący, iż każdy jest niepowtarzalny  - chwyta za serce.
Epizod dostarcza nam także jednej z najlepszych scen całego sezonu, kiedy to Doctor staje sam na sam z przeciwnikiem, a jego jedyną bronią stają się wspomnienia. Jest to niewątpliwie jeden z najlepszych monologów Doctora – przejmujący, prawdziwy, pokazujący jak wielkie brzemię ciąży na tym sympatycznym kosmicie, wygłaszany przy wtórze prastarej pieśni ludzi, którzy tylko swoimi słowami wspomóc mogą swojego wybawcę. W tamtym momencie autentycznie przeszedł mnie dreszcz i mam tak za każdym razem gdy słyszę „The Long Song”. Niesamowite.


"Doctor Who" nauczył swoich widzów rzeczy nieoczywistych - kamiennych posągów, tego czego nie pamiętamy, dziur w ścianach, czy nawet śniegu i wifi. Tym razem opowiada o lękach bardziej oczywistych, znanych każdemu z nas - strachu przed potworem spod łóżka i rzeczy widzianych kątem oka. Okazuje się, że lęki te prześladują także Doctora, który postanawia udowodnić sobie i innym, że są to jedynie irracjonalne obawy. Ale czy na pewno ma racje?
Ciekawy odcinek, w którym, przeraża to czego nie widzimy z wyjątkowo trafną konkluzją na koniec .


1 komentarz:

  1. Miałam kiedyś taki szalony plan, żeby obejrzeć wszystkie, wszystkie, WSZYSTKIE odcinki Doktora. A później uświadomiłam sobie, że to jeden z najdłuższych seriali sci-fi. I zwątpiłam.

    Pozdrawiam,
    Po Książkach Mam Kaca

    OdpowiedzUsuń