sobota, 21 października 2017

"Carry Me Like Water" Benajamin Aliez Saenz


Niekiedy podczas czytania czuje jakby spalał mnie wewnętrzny ogień. Emocje buzują, myśli uciekają, a strony przelatują między palcami jakby chwila zawahania z mojej strony mogła skutkować odebraniem mi ukochanej lektury. Inne powieści natomiast sprowadzają na mnie spokój a zdania niosą mnie jak płynąca rzeka, której bez wahania daję się porwać. Książki Benjamina Saenza są dla mnie niczym woda kojąca moje zmysły, obmywająca emocjami, niepozwalająca się z niej uwolnić, aż nie doprowadzi cię do celu.


 „Carry me Like Water” opowiada o losach czwórki bohaterów oraz ludzi ich otaczających. W pozoru niezwiązanych wątkach szybko znaleźć można wspólny mianownik, którym są relacje międzyludzkie oraz znaczenie rodziny w życiu człowieka.

Diego, to młody głuchoniemy mężczyzna mieszkający w meksykańskiej części El Paso. Jego życie to bardziej egzystencja o czym nasz bohater doskonale wie. Od lat próbuje stworzyć list pożegnalny, po którym rozstanie się ze światem, który jedynie wzmacnia jego poczucie beznadziei. Osierocony, opuszczony przez siostrę, która uciekła od życia które wiodła w Meksyku, pracujący za marne grosze u pracodawcy, który traktuje go jak przedmiot, za jedyne przyjazne dusze uważać może dużo starszą od siebie kobietę po wielu przejściach oraz uliczną wariatkę, która wierzy że jest Maryją dziewicą.
Helen, to młoda mężatka oczekująca dziecka. Lata temu uciekła z Meksyku porzucając dawne życie i osiedliła się w Ameryce gdzie poznała swojego ukochanego. Choć myślami często wraca do brata którego opuściła nie ma siły go odnaleźć, a o jego istnieniu nie wspomina nikomu. Swoją tajemnice przed wszystkimi ukrywa również jej mąż -Eddy.
Lizzie, to przyjaciółka Helen. Jest pielęgniarką na oddziale dla pacjentów z AIDS. Niespodziewanie jeden z umierających pacjentów przekazuje jej dar, który umożliwia jej podróże astralne dzięki, którym odkrywa, iż mężczyzna był jej bratem bliźniakiem, a ona sama została adoptowana.
Jake, to mężczyzna, który z powodu problemów rodzinnych zmuszony został opuścić ukochanego brata. Teraz ponownie zmierzyć się musi z nadchodzącym uczuciem straty, z powodu choroby jego wieloletniego partnera, który umiera na AIDS.

Saenzowi, w jego powieści, udało się osiągnąć coś o czym wielu autorów może tylko marzyć – stworzył postacie z krwi i kości, z którymi z miejsca się sympatyzuje. Pomimo mnogości wątków, każda z historii jest równie ciekawa i angażująca. Nawet jeśli nie popieram jakiegoś konkretnego zachowania danej postaci nie jestem w stanie jej potępić. Choć każdy z bohaterów wykreowanych przez Saenza posiada cechy indywidualne wszystkich łączy jednak ogromne poczucie straty, wyrzuty sumienia. Wszystkie postacie mają za sobą jakieś przeżycia i mierzą się z nimi każdego dnia na swój sposób. I choć historia Lizzie i Helen wzbudza emocje to właśnie fragmenty opisujące życie męskich protagonistów dostarczają najwięcej emocji. Samotność niepełnosprawnego mężczyzny poczuć można niemalże namacalnie. Wyalienowany ze społeczeństwa, opuszczony przez bliskich, niezrozumiany przez obcych przyjaciół znajduje jedynie wśród społecznych wyrzutków, które jako jedynie potrafią z nim rozmawiać i okazać dobroć. To także jego historia składa się na najbardziej dynamiczne części powieści. Diego bowiem spotykając na drodze różnych ludzi poznaje ich historie i bierze udział w kilku dziwnych wydarzeniach. Jeszcze bardziej emocjonalnie czytelnik odbiera jednak historie Jacka. Bez wątpienia motyw śmiertelnej choroby zawsze mocno oddziałuje na odbiorcę, nawet jeśli tak jak w przypadku Saenza jest on pozbawiony typowo melodramatycznych chwytów. Tak było i tak razem. Historia Jacka i Joaquina poruszała, natomiast liczne retrospekcje sprawiały, iż postacie stawały się nam tym bardziej bliższe a ich ból szybko stawał się naszym bólem.


Przeszłość każdego z bohaterów oddziałuje na jego spojrzenie na świat. Cierpienie, którego doświadczyli nie było jednak w żaden sposób przesadzone przez co tym łatwiej jest się z nim utożsamić. Pomimo początkowego skonfundowania spowodowanego tak dużą ilością różnych punktów widzenia w pewnym momencie zaczynałam być wdzięczna za te przeskoki ponieważ fragmentami emocje uderzały zbyt mocno w uczucia czytelnika i chwila wytchnienia była niezbędna.

Saenez ma dar do rozgrzewających serce historii. Nawet jeśli opisane przez niego historie rozdzierają serce za każdym razem wskazuje światełko w ciemności, które daje nadzieje. Czytanie jego powieści jest dla mnie jak powrót do domu – w miejsce bezpieczne, wypełnione ciepłem i miłością. Skojarzenie to odnośnie jego prozy pojawia się jednak nie bez przyczyny, gdyż przykłada on ogromną rolę do znaczenia rodziny w życiu człowieka. Tendencja ta ujawniła się już w „Innych zasadach lata” kiedy to doszłam do wniosku, że jeszcze nikt tak ładnie nie napisał o relacjach rodziców z dziećmi. W „Carry Me Like Water” wieź ta jest mocno nadwyrężona jednak z nawiązką wynagradzają ją relacje między rodzeństwem opisane w powieści. Jak nietrudno zgadnąć poszczególnych bohaterów rozsianych w różnych miejsca łączą więzy krwi. Aby doszło do spotkania musi upłynąć dużo czasu, a to co dla czytelnika jest jasne niemalże natychmiast bohaterowie poznają dopiero wówczas gdy większość drogi przejdą samotnie. Oczekiwanie na ich zjednoczenie było jednak niemożliwie wręcz emocjonujące.

Jedyna rzecz, do której jestem w stanie się przyczepić jest wprowadzenie wątku realizmu magicznego, przy pomocy, którego autor dostarczał swoim bohaterom informacji, których zdobycie innymi środkami zajęłoby im wiele czasu. Choć nie przeszkadzał i dosyć dobrze wpasowywał się ogólny klimat powieści powodował u mnie pewien zgrzyt. Jednakże oprócz tego małego mankamentu nie sposób do niczego się przyczepić. Książka tam gdzie powinna łamać serce robi to, a tam gdzie powinna je koić, koi.


„Carry me Like Water” to opowieść przed wszystkim o rodzinie, którą wybieramy, tą w której się rodzimy i jak jej brak wpływa na człowieka. Jestem skłonna stwierdzić, iż jest ona nawet lepsza niż tak wychwalane „Inne zasady lata”. Saenz jak nikt inny w bardzo prostych słowach potrafi oddać całą gamę uczuć. Jego książki są jedyne w swoim rodzaju – niesamowicie ciepłe, dające nadzieję i nieopisane poczucie wewnętrznego ciepła. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz