czwartek, 5 października 2017

"History Is All You Left Me" Adam Silvera


Do książki Adama Silvery podeszłam z wielkim optymizmem. Zachęcający opis wskazywał na co najmniej kilka motywów, o których lubię czytać, okładka (wydanie angielskie) od razu wpadło mi w oko, a sam autor na tyle często przewijał mi się przed oczami, że z czystej ciekawości postanowiłam zapoznać się z jego twórczością.

"History is all you left me" jak już sam tytuł wskazuje jest historią o kimś kto odszedł opisanej z perspektywy kogoś kto pozostał.
Griffin pewnego dnia traci swojego najlepszego przyjaciela, będącego jednocześnie jego pierwszą miłością, w nieszczęśliwym wypadku. Niepotrafiący poradzić sobie z żalem i smutkiem nieoczekiwanie znajduje sprzymierzeńca pod postacią obecnego chłopaka zmarłego, który zdaje się go rozumieć jak nikt inny. Razem postanawiają zmierzyć się z przyszłością po stracie miłości ich życia.

Powieść Silvery nie bierze jeńców i już od pierwszych stron uderza w najmocniejsze emocje. Wraz z głównym bohaterem stajemy się uczestnikami  pogrzebu człowieka, który od kilku lat był jego najbliższym przyjacielem a później także kimś więcej. Nie znamy wówczas żadnego z bohaterów tego wydarzenia, nie jesteśmy świadomi historii, którą dzielili, nie wiemy jakimi ludźmi byli. Zaprezentowane są nam jedynie bardzo silne emocje odczuwane przez Griffina, który w jednym momencie stracił grunt pod nogami. Jest to dość niekonwencjonalny początek szczególnie jak na książkę YA. Przynosi to jednak zaskakujący efekt i sprawia, iż bez trudu utożsamiamy się ze smutkiem głównego bohatera. W końcu każdy z nas ma kogoś kto był z nami od zawsze i którego straty sobie nie wyobrażamy. Nie widząc nic o bohaterach traktujemy ich jedynie jako nośnik emocji przez co całość zyskuje na uniwersalności.
Przyznam szczerze, że jeszcze żadna książka nie zrobiła na mnie tak dobrego wrażenia jak pierwsze 100 stron "History is ...". Czytanie każdego akapitu było dla mnie emocjonalną mordęgą, ponieważ stawianie się w roli Griffina działało na mnie zbyt mocno. Moją uwagę przekłuwało również swoistego typu rozdarcie głównego bohatera, który zdawał sobie sprawę, iż choć Theo był dla niego całym światem, on sam nie był dla niego tą jedyną osobą. Większość książek która orbituje wokół motywu straty ukazuje głównego bohatera jako tego, który ma największe prawo do odczuwanie żalu i którego serce krwawi najmocniej. Silvera pokazuje jednak, że nie ma jednego sposobu odczuwania żałoby tak jak i nie ma tylko jednej osoby mającej prawa do cierpienia najmocniej.

Gdyby książka skończyła się w tym momencie prawdopodobnie stałaby się jedną z moich ulubionych. Niestety wraz z odkrywaniem kolejnych kart z przeszłości bohaterów, a także ukazania ich postępowania w teraźniejszości powoli zatracałam wszelkie pozytywne odczucia. Stało się bowiem to czego obawiałam się od samego początku - postaciom z którymi tak bardzo się utożsamiałam zaczęto nadawać cechy, które mnie irytują, co w znacznym stopniu wpłynęło na mój odbiór. To samo się tyczy sytuacji, których stają się uczestnikami. Paradoksalnie nie wiedząc o nich nic odczuwałam ich stratę znacznie silniej niż znając całą historie.


Obiektywnie rzecz biorąc powieści nie mogę nic zarzucić, jest prowadzona poprawnie, w zgodzie z utartymi schematami YA. Moja opinia jest jednak subiektywna i nic nie poradzę na to, iż sposób prowadzenia fabuły przez Silvera mnie irytuje. Po pierwsze strasznie przeszkadza mi sposób przedstawienia wątków romantycznych w tego typu powieściach. Szczególnie te zawierające wątek LGBTQ posiadają jakąś trudną do nazwania manierę, która za każdym razem działa mi na nerwy. Po drugie, w książce relacje nawiązane między bohaterami w moim odczuciu nie powinny mieć miejsca (albo przynajmniej nie powinny pokazane być tak topornie). Jednak co najważniejsze, książka, która w moim odczuciu miała być opowieścią stricte o przyjaźni stała się kolejną stała się kolejną historią skupiająca się wokół wątków romansowych.
To samo tyczy się postaci - wszyscy bez wyjątku rozpisani są poprawnie - mają swoje wady i swoje zalety, czasami zachowują się dojrzale a kiedy indziej jak dzieci, jednak nie jest to ten typ bohaterów, z którymi jestem w stanie się utożsamić.

Mam wrażenie, iż książka ta chciałaby być czymś więcej niż jest w rzeczywistości. Oprócz żałoby i prób radzenia sobie z nią poruszane są wątki są inne problemy z którymi nieraz zmuszony jest się zmierzyć młody człowiek - rozwód rodziców, przyjaźń i związek na odległość, ból po rozstaniu, a nawet OCD. Większość z nich potraktowane jest jednak po macoszemu i albo podaje czytelnikowi gotowe rozwiązania, albo w ogóle je przemilcza. Ewentualnie jestem po prostu zbyt dojrzała na takie powieści i odpowiedzi na stawiane pytania po prostu mnie satysfakcjonują.


Patrząc na książkę jako całość miała ona swoje lepsze i gorsze momenty (kilka prawie przelało czarę goryczy) ostatecznie jednak po prostu jest kolejną powieścią YA z wątkiem LGBTQ. Podoba mi się jednak jej ogólny wydźwięk i wnioski, do których ostatecznie dochodzi główny bohater, która choć trącą lekko patosem, ujęły mnie. Szkoda tylko, że droga którą przebywa aby zrozumieć niektóre kwestie była dla mnie tak bolesna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz